
Bardzo krótka przypowieść o fali.
Płynąc przez życiewistość, zatrzymuję się w tym – wiadomo – tu i teraz, trochę posiedzę, pobędę z okolicznościami, poegzystuję z sytuacją. TAK, życie. Do okoliczności ZAWSZE „tak”. Ommmm, wdech- cudowna rześkość akceptacji zdarzeń, delikatny wietrzyk przychylności całujący czółko, spokój jak wpłynąłem na suchego przestwór oceanu, jestem już prawie jak Budda na szczycie drzewa życia sięgający po owoc satori – a tam, niewiadomo skąd, niewiadomo kiedy i nie wiadomo (jeszcze ) po co – FALAaaaaa, zza pleców , niepostrzeżenie i nagle. Uderza albo obmywa mnie – i wiem, że to moja decyzja, którą z opcji wybieram. Obmywa. Zabiera niedopowiedziane „kiedyś” , odpowiada na odbijające się o brzegi głowy pytania o jutro , nasącza mój proces istnienia i nie jestem w stanie wydać z siebie niczego innego niż okrzyk do życia: ŁAAAAAAŁ!!
O łaaaał!!, jesteś tak doskonałe w swej nie-obliczalności. TAK, jesteś TAKie, dokładnie jakie masz być, teraz tutaj. Ani za bardzo takie, ani za mało jakieś. Poziom zero, harmonia, balans. Szala bez balastu dramatów. Szala z balansem ekscytacji. ZERO.
Czy ruszyłabyś ze swojego spokojnego kamienia, gdybyś nie dostała falą w plecy? 🙂

Dostrzegasz magię wokół siebie?
Może Ci się spodobać

Jak zmienić świat nie wychodząc z domu. Listy do Ludzi cz.2 #bądźzmianą
6 maja 2019
Piszę, bo mnie ludzkość wqrwia.
22 maja 2020