Doświadczenia z pogranicza świadomości i inne historie nie dla racjonalistów.

(06.01.2018)

To, co się właśnie wydarzyło, jest tak absolutnie niesamowite, nieprawdopodobne, niewyobrażalne, że zaraz wybuchnie mi głowa!

Odbyłam jakąś pozaziemską podróż, jakbym się napiła jakichś magicznych szamańskich wywarów przy rytuale oddzielenia duszy od ciała, czy coś. CZY TO SIE WŁAŚNIE WYDARZYŁO? Naprawdę? A może zasnęłam na tej macie? 30 minut trwało jak 3 , a moja głowa uniosła się na pewno daleko poza ściany sypialni , ziemską atmosferę i w ogóle zakres pojmowania umysłu. Przez ostatni rok, wydarzyło się tyle niesamowitych rzeczy, nieprawdopodobnych, magicznych, ciężkich do opisania i pojęcia rozumem… Właściwie dzieją się odkąd spotkałam swoją Bliźniaczą Duszę. Cały Wszechświat zatrzymał się na chwilę, by zobaczyć, jak dwie galaktyki łączą się w jedną. Tak, to jest aż tak głębokie.

Ale ostatni rok, odkąd zaczęłam medytować, to jakiś KOSMOS. Po prostu to się nie dzieje!

Zawsze lubiłam pisać ale jakoś nigdy nie miałam odwagi, by się emocjonalnie wywlekać na zewnątrz i jeszcze wyszukiwać słowa , które nie odbierałyby ogromowi moich uczuć tej ich magii, a jednocześnie brzmiałyby lekko i przystępnie dla odbiorców. Chociaż na tyle, by uniknąć pytania CO TY ĆPASZ?? Teraz… jakoś nie straszne mi to pytanie.  Powiem Wam co: najczystszą energię Wszechświata, gwiezdny pył, promieniowanie kosmiczne, Światło, które mnie przenika, Miłość, którą oddaje do atmosfery, a mimo tego wcale jej ze mnie nie ubywa, częstotliwość Ziemi, radość, którą widzę w drugim człowieku. Jestem tym odurzona tak, że ludzkie zmysły, nie są w stanie tego ogarnąć; odczuwam to całą swoją świadomością. Nie potrafię zatrzymać łez.

Odkąd stworzyłam swoje miejsce do pisania, odkąd ( zachęcona słowami kilku osób “pisz więcej” – to wszystko dzięki Wam!!) postanowiłam nie trzymać tylko dla siebie tych wszystkich emocji , nie ma dnia, żebym nie przykleiła się do klawiatury pozwalając literom materializować moje myśli.

Wczoraj pisałam bez przerwy jakieś 10 godzin , na 4 tematy na raz, ponieważ myśli było tyle, ze nie byłam w stanie skupić się tylko na jednej historii.

Dziś jak tylko otworzyłam oczy, usiadłam do komputera, próbując jakoś zmasterować pozorny chaos panujący w notatniku, utworzony w dniu wczorajszym. Byłam naprawdę zadowolona z siebie, że udało mi się tyle napisać. „FUCK YEAH! To są serio moje myśli?! Ależ mi to wyszło!”

Wtem przypomniałam sobie, jaka niesamowita energia niosła mnie wczoraj przez miasto . Oczywiście zawdzięczałam ją wspaniałemu wyspaniu, pięknym snom, pysznej kawie, cudownej muzyce ale nade wszystko  – świetnemu porannemu treningowi z elementami rozciągania i jogi i naturalnie medytacji tuż po. Plus oczywiście styczeń i 9 stopni na plusie. No ale… bez ruchu i medytacji nie byłoby takiego powera, no way.

Siedziałam więc dziś przed kompem i przeszło mi przez myśl, że koniecznie muszę powtórzyć zabieg z wczoraj i wtedy wrócę do pisania . To nie było zwykłe ‘przeszło mi przez myśl’ – ale tak się chyba opisuje natchnienie, przywołanie, podszepty anielskie, szósty zmysł, intuicyjne 'wiem’ czy jak tam chcesz to nazwać. Po prostu wiedziałam, że muszę natychmiast wstać i pójść się poruszać. Pobiegłam do sypialni, gdzie mam rozłożoną matę do jogi, przysunęłam sobie drzwi szafy z lustrem, usiadłam naprzeciwko by wiedzieć swoje odbicie, zamknęłam oczy i … jakby zamknięcie oczu przeniosło mnie gdzieś indziej. Ręce automatycznie wyleciały w górę, jakby chciały uchwycić gwiazdy, które nagle wydały mi się o wiele bliżej moich rąk, niż kiedykolwiek wcześniej. Każdy ruch palcami sprawiał, że moja świadomość po prostu wiedziała, że przenika przez nie światło. Tak jakbym patrzyła na promień światła , który wpada przez jakąś szczelinę do ciemnego pomieszczenia, gdzieś na strych? Widać wtedy małe pyłki kurzu tańczące w strumieniu światła. Tyle, że patrzyłam na niego świadomością, nie mogłam go widzieć, bo miałam zamknięte oczy. Wiedziałam, że tam jest. Światło. Wiedziałam, że przenika moje palce. Czubki palców chciały uchwycić to światło, zanurzyć się w nim, ale ono po prostu przenikało każdą komórkę mojego ciała, płynęło, obmywało. Kiedy moje ciało zetknęło się w większej powierzchni z matą, ogarnęło mnie uczucie błogiego spokoju, bezpieczeństwa, silniejsze jeszcze, niż objęcie ramion ukochanego Mężczyzny (to w ogóle możliwe??!) Położyłam się na brzuchu , wyciągając ręce przed siebie , nogi w drugą stronę, rozciągając ciało jak najdalej mogę, powoli, świadomie. Opór był czymś ambiwalentnym. Moje mięśnie jednocześnie napinały się i były rozluźnione. Czułam, jak każdy atom mojego ciała wyzwala energię. Czułam moją Ziemię, która mnie obejmuje, choć leżałam przecież na podłodze w sypialni, w bloku na 1 pietrze. Moja głowa pominęła te kilka metrów i zobaczyłam siebie jako puzelek , który jest częścią Ziemi. Energia, którą tworzyło moje ciało leżące na podłodze , zasilała Planetę, rozprzestrzeniając się do każdego korzenia każdej rośliny, do każdej cząsteczki tlenu wydychanej przez nią do atmosfery, byłam w każdym wdechu każdego człowieka, byłam falą światła, która z ogromną prędkością mknęła w nieskończoną przestrzeń kosmiczną, byłam jednocześnie tam i tu, byłam częścią tej planety i jej jednością, byłam maleńkim elementem układanki i jednocześnie jej niezbędnym, niezastąpionym uzupełnieniem, bez której nie byłaby kompletna. Rozumiałam JEDNOŚĆ, czułam każdą miłość jaka miała miejsce na tej planecie, dostawałam ją i oddawałam jednocześnie. Moje myśli wyznawały Ziemi miłość milion razy na sekundę, tuliły wszystkich ludzi na tej planecie i ja sama czułam się, jakbym w tym momencie posiadła całą miłość tego świata. Zorientowałam się , że łzy płyną mi po twarzy jak rzeka, że moja twarz jest mokra, że cała mata jest mokra, że właśnie przeżywam coś, co jest czymś obłędnie kosmicznym i że właśnie , z trudem znajdując słowa, tu i teraz , dałam życie czemuś nowemu – to było jak  rozbłysk miliardów neuronów, w którym świadomie uczestniczyłam, jak eksplozja bomby dopaminowej w środku mojego ciała, ducha i świadomości, jak  zalewający mnie ocean endorfin,  jak połączenie medytacji, jogi i rozciągania, jak świadomy ruch każdego mięśnia przenoszący umysł poza granice świadomości, jak medytacja w ruchu, jak pływanie w przestrzeni głowy, jak inny wymiar, jak stan, który wykracza daleko poza racjonalne pojmowanie, jak upojenie światłem , przestrzenią, ruchem, jak lot w kosmos mojej duszy, jak coś, czego nie da się opisać i w co trudno uwierzyć. Jakby moje ciało nie było tylko ludzkim ciałem, ale boską mocą uformowaną tak pięknie dla materialnego świata, który kocha przecież piękno, by w takiej formie zdolne było uosabiać to, co niewidoczne dla oczu, niezrozumiałe dla umysłu. Pomyślałam, że w zasadzie nie potrzebuję plaży, szumu fal, ciepłego powietrza i całej pięknej otoczki, do przeżywania takich lotów. Nie otworzyłam nawet na sekundę oczu, by sprawdzić w lustrze, czy dobrze układam ciało, czy w ogóle trzymam równowagę. Wiedziałam, że to absolutnie najlepsza konfiguracja ruchów, jaka tylko mogła mieć miejsce. Wszystko było tak naturalne, swobodne, oczywiste – takie właśnie, jakim być powinno. Może wskoczyłam w jakiś tunel przestrzenny do innego wymiaru? Międzygalaktyczny? Nie mam pojęcia co to było, w jaki sposób się wydarzyło, czy jest jakieś naukowe wytłumaczenie moich doświadczeń, nie mam pojęcia , czy ktoś kiedyś miał podobnie i o co w tym wszystkim chodzi – jedno wiem – przez ten czas… nie istniał czas i przestrzeń, byłam gdzieś poza, gdzieś, gdzie umysł przestał być ludzkim umysłem i rozprzestrzenił się daleko poza granice postrzegania.

Światło, nie znikaj już nigdy.

 

 

Be the change you want to see in the world.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *